Moim gościem jest dziś Artur Mydlarz. Mam przyjemność rozmawiać z założycielem i CEO Szkoły Jakości oraz Quality Mangerem z 10-letnim doświadczeniem w branży lotniczej.
Zarządzanie jakością, Lean – to zagadnienia, które przybliża na co dzień Artur.
Dlaczego zdecydował się założyć własną szkołę jakości? Sprawdźcie sami.

Witaj Artur, miło mi gościć Cię na moim blogu. Co słychać u Ciebie prywatnie jak i w Szkole Jakości?

Prywatnie dzieją się różne rzeczy obecnie na świecie, jak sama wiesz… których się nie spodziewałem. Staram się do tego przygotować głównie mentalnie, bo uważam cały czas, że ryzyko, że nam się coś stanie jest małe, ale trzeba jednak się przygotować.
A jako jakościowiec lubię mieć plan awaryjny, analizę ryzyka, więc działam w tym temacie.
A w szkole jakości dzieją się dobre rzeczy, rozwijamy ten portal, dochodzą nowi trenerzy,
nowe szkolenia. Robi się już z tego całkiem pokaźna firma. Zakładając, że zakładałem to sam w 2018 roku, od pierwszego kursu, który sam przeprowadzałem w dość chałupniczych warunkach – dzisiaj to wygląda już dość imponująco. Współpracujemy z większymi firmami, nie tylko z klientami B2C, ale ja dużo bardziej cenię sobie te relacje B2C, czyli bezpośrednio, bo tworzymy takie fajne relacje, gdzie pomagamy sobie, próbujemy tę wiedzę jak najlepiej przekazywać, tworzymy społeczności. Chyba na tym najbardziej zyskujemy w porównaniu z innymi firmami, które są na rynku i dostarczają szkolenia związane z zarządzaniem jakością czy ciągłym doskonaleniem.

Co skłoniło Cię do tego, żeby zacząć dzielić się swoją wiedzą w internecie?

Co mnie skłoniło? Moje prewencyjne zarządzaniem życiem, analiza ryzyka.
Zostałem managerem jakości, większość czasu spędzałem w zarządzaniu ludźmi, w podejmowaniu decyzji strategicznych, zarządzaniu dostawcami i całego łańcucha od Japonii po Kanadę poprzez Europę, więc mało było już takiej pracy inżynierskiej, związanej stricte właśnie z analizą problemów, analizą ryzyka – bezpośrednio z wykorzystaniem tych narzędzi, więc postanowiłem, że będę o tym pisał na blogu, dzielił się swoją wiedzą, żeby tego nie zapomnieć. Robiłem to przez wiele lat, a nie robiąc czegoś po prostu się o tym zapomina. Mózg jest jak mięsień, jeżeli przestajesz ćwiczyć daną partię, ona po prostu zanika.
Tak samo jest w głowie, jeżeli przestajesz wykonywać jakieś czynności, robić jakieś zadania,
tematy to koniec końców Twoja energia będzie kondensowana gdzie indziej przez mózg i tam będą się tworzyć nowe połączenia neuronowe, a które nie są wykorzystywane będą zanikać.
Stąd się wzięło dzielenie wiedzą i też pomyślałem, że w ten sposób może komuś pomogę.
Dzielenie się wiedzą nic nie kosztuje, nic się w tym nie straci, bo nikt nie może Ci zabrać Twojej wiedzy. A jeżeli ktoś na tym zyska, nauczy się czegoś nowego, no to czemu nie? To jest dla mnie sytuacja win-win.

Artur, a co było punktem zapalnym, żeby przejść całkowicie na swoje?

Nie wiem czy był to jakiś punkt zapalny, ja to planowałem od jakiegoś czasu, bu dowałem sobie poduszkę finansową. Nie no, był taki trochę punkt zapalny, nie będę ukrywał bo…
ja lubiłem zespół z którym pracowałem, lubiłem tych ludzi, praca sprawiała mi przyjemność –
w zarządzaniu jakością przy silnikach odrzutowych, ale przyszedł kryzys, przyszedł covid i zrobiło się nie za ciekawie. Musiałem zwolnić kilku pracowników, z którymi pracowałem od dłuższego czasu,
to mnie trochę przybiło. Porównałem też sobie przychody z pracy na etacie, porównałem przychody z biznesu, które w tym momencie były już dużo wyższe niż na etacie. Uświadomiłem sobie to, że mam też małe dziecko, które się urodziło kilka miesięcy wcześniej 😊 i chciałem mu poświęcić trochę czasu. Pracując na 2 etaty było to niemożliwe. To wszystko nałożyło się na taką decyzję, że „to już jest chyba ten moment”, żeby podziękować i w maju złożyłem wypowiedzenie. 3 razy próbowałem podejść z tą kartką do dyrektora i powiedzieć mu, że rezygnuję. Za 4 razem się dopiero udało, wcześniej rezygnowałem, darłem gdzieś tę kartkę… miałem 3 różne daty… 4! I z tą ostatnią się udało. Z perspektywy czasu uważam, że była to bardzo słuszna decyzja.

Czego szczególnie warto się uczyć, aby z powodzeniem prowadzić swój biznes?

Zarządzania jakością i Lean management. Ja wyznaję tą filozofię, którą przedstawia Edwards Deming, Taiichi Ohno. Jestem tym przesiąknięty, pracowałem w tym 10 lat.
Jakość zawsze się wybroni. Próbuję przekazywać tę wiedzą w polskim biznesie.

Można próbować jakiejś kombinatoryki, można próbować zaawansowanego marketingu,
technik sprzedaży, ale koniec końców, jeśli masz dobry produkt, potrafisz go dobrze pokazać,
on jest jakościowo dobry, spełnia przede wszystkim oczekiwania klienta, czyli tzw. VOC
(voice of the customer), to naprawdę nie musisz stawać na głowie, żeby umiejętnie sprzedać czy zareklamować. Jakość ma znaczenie, ale jakość w takim znaczeniu inżynierskim. My też źle rozumiemy jakość w biznesie w Polsce tak jak zauważyłem.
Jakość to nie jest najlepszy standard, to nie jest mercedes, to nie jest hotel 5-gwiazdkowy.
Jakością może być polonez – jeśli klient chce otrzymać poloneza to dajmy mu poloneza.
To jest dla mnie klucz. Czego się uczyć? Zrozumienia potrzeb klienta i dostarczenie mu tego.
Na tym polega biznes tak w dużym skrócie, a my często nie rozumiemy potrzeb klienta i wymyślamy sobie produkt, który uznamy, że klient może będzie go potrzebował i próbujemy go sprzedać.
W ten sposób da się może robić biznesy, ale to jest trudna droga. Ja wyznaję tą zasadę z TQM z zarządzania jakością, z lean management. Lepiej zrobić „pull”, poznać oczekiwania klienta, dobrze je zrozumieć, opisać, przenieść je na produkt i dostarczyć to, co klient oczekuje.

Jak sprawdza się Lean Management w życiu codziennym przedsiębiorcy? Ciekawi mnie też bardzo jak można przełożyć to na prowadzenie swojej firmy.

Tak jak wcześniej powiedziałem trochę o tym. Nie wyobrażam sobie prowadzenia firmy bez lean w dzisiejszych czasach. Lean to jest ciągłe doskonalenie, to jest usuwanie marnotrawstw, dostrzeganie marnotrawstw, poświecenie czasu na usprawnianie.
Jeżeli chcesz być konkurencyjny teraz na rynku w biznesie, to musisz doskonalić organizację,
bo albo przyjdzie ktoś kto zaproponuje tańsze rozwiązanie, albo ktoś kto ma większy budżet i zaproponuje większą kampanię marketingową i sprzedażową.
Ty, jako przedsiębiorca, najlepszą drogę jaką możesz obrać to doskonalenie procesów, produktów według potrzeb klienta, stosując właśnie zasadę Lean.
Dlaczego? Doskonaląc produkt, proces – sprawiasz, że masz mniej defektów, mniej problemów. Masz mniej straty, co przekłada się na realne zyski, pieniądze. Każda strata kosztuje. To są rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka, ale jeżeli Ty poprawiasz po 10 razy jakąś ofertę lub produkt gdzieś się wysypuje po drodze, infekuje 10 klientów, którzy go reklamują, Ty się musisz tym zajmować… to jest strata – nie możesz zająć się zarabianiem pieniędzy.
A Lean to jest podejście i filozofia do eliminowania marnotrawstw i to się też świetnie przekłada na życie prywatne. Jeżeli masz jakiś cel, jeżeli chcesz coś zrealizować, nie wyeliminujesz rozpraszaczy
i tego co Ci przeszkadza w tym celu, to będzie Ci trudniej to osiągnąć. Prosty przykład – jeżeli chcesz zrzucić wagę, to Lean jest świetnym podejściem. Lean usuwa przeszkody z procesu. Żeby schudnąć musisz robić 2 rzeczy – albo więcej się ruszać albo mieć dietę, żeby mieć niższą podaż kaloryczną niż wynosi Twoje zapotrzebowanie. Co Cię rozprasza? Te 2 procesy – trzymanie diety lub ruch? Trzymanie diety może Ci rozpraszać to, że masz w domu jakieś słodkości czy pokarm, który nie jest odpowiedni do tego, żeby się odchudzać. Po prostu eliminujesz go i tego typu rzeczy.
Wtedy jest Ci łatwiej zrealizować to co masz do zrealizowania. To są proste zasady, tylko trzeba nauczyć się z nich korzystać. Jeżeli mówisz o ruchu i mówisz, że nie masz czasu, żeby się ruszać,
np. pójść pobiegać w ciągu godziny – zmierz sobie w ciągu dnia, tak rzetelnie przez 2-3 dni – na co poświęcasz dużo czasu. Może wyjść, że przez te 3 dni przez 6 godzin przeglądasz telefon bez sensu. Albo jeżeli już wejdziesz w ten cykl biegania, np. po to żeby stracić trochę wagi – możesz zauważyć, że np. przygotowanie stroju do biegania zajmuje Ci 20 minut. Można to zoptymalizować tak, że będzie Ci to zajmować minutę – możesz przygotować sobie wcześniej 3 stroje, na cały tydzień, żeby były w jednym miejscu, buty, itd. Tylko wstajesz rano, ubierasz się, nie szukasz, nie chodzisz.
Tylko wychodzisz i biegasz. Tym jest Lean. To jest optymalizacja i eliminowanie marnotrawstw.
To się genialnie sprawdza. Nie wyobrażam sobie prowadzenie biznesu (teraz też trochę życia) bez Leanu.

Co napędza Cię do działania?

Wychodzenie ze strefy komfortu. Może to zabrzmi tak idiokratycznie i banalnie, ale tak mam fabrycznie. Nie lubię komfortu. Bardzo nie lubię i wtedy źle się czuję. Znajomi mi się dziwią czemu tak się zachowuje i tak pracuję. Miałam takie momenty – było mi źle gdy zarabiałem po 90 tysięcy miesięcznie, ale robiłem rzeczy powtarzalne, nudne. Robiłem rzeczy, które nie dawały mi jakiegoś challenge’u dla mnie, dla umysłu. Tak jestem skonstruowany, że muszę mieć jakieś wyzwanie.
Jeżeli tego nie mam to popadam w taki marazm, autopilot, który wiem, że prowadzi mnie to takiej… bylejakości. Jeżeli chcesz rozwijać swój biznes to musisz rozwijać też siebie i dawać sobie możliwości rozwoju poprzez wystawianie się na próbę, na rzeczy które nie są wygodne, nie są fajne, nie są przyjemne. Ja wiem, że to może boleć trochę, ale nie znam innej drogi. Może są inne drogi, może są ludzie szczęśliwi powtarzając te same czynności (mam nadzieję, że są 😊), ale jeśli chcesz naprawdę rozwoju i chcesz mieć pewność, że uda Ci się kiedyś to musisz próbować nowych rzeczy
i ponosić porażki.

Jedna rada dla początkującego „na swoim” Artura, którą dałbyś sobie dziś, mając już doświadczenie w prowadzeniu firmy.

Nie rób wszystkiego sam – taką dałbym sobie radę. Ja mam tak fabrycznie wbudowany też kompas, że mam robić wszystko sam i brać odpowiedzialność za to co robię. Od jakiegoś czasu zatrudniam kilka osób. Są fenomenalni, genialni, robią rzeczy lepiej ode mnie w tych aspektach,
które delegowałem. Mówię o tworzeniu grafik, tekstów sprzedażowych, reklam, grafik na media społecznościowe. Od razu powinienem to „zoutsourcować”.

(Muszę, bo się uduszę!) Dlaczego awokado? 😊

W logo mamy awokado – inzynierjakosci.pl Dlaczego? Właśnie dlatego, żeby te pytania padały
m.in. na wywiadach. Po to jest to awokado, bo ono budzi zainteresowanie u ludzi. Nie przechodzisz obojętnie obok takiej sytuacji – już w Twojej głowie wytwarza się jakieś nowe połączenie neuronowe. Myślisz sobie „inżynier jakości, awokado – o co chodzi?”. Wzbudza to w Tobie ciekawość. Zapamiętujesz to. To jest znak szczególny. To jest też taka rada dla osób, które chcą zacząć biznes lub prowadzą biznes – nie powtarzaj 1:1 rozwiązań innych, układu strony, loga, itd. Wpadasz wtedy w takie tło, jesteś kolejnym szczeblem w drabinie. Jesteś kolejnym słupkiem w ogrodzeniu – takim samym. Trzeba się wyróżnić. Ktoś powie „no jak to? Awokado i inżynier jakości? Przecież to nie przystoi, to się w ogóle nie łączy.” Nie łączy się, a i tak jest fajnie na końcu biznesowo.

Jakie są dalsze plany rozwoju Szkoły Jakości?

Nie chce mówić o planach na ten moment. Ja planów nie zdradzam od jaki egoś czasu, tylko je realizuję. Jest to też udowodnione naukowo – czytałam (nie pamiętam już w której książce, bo bardzo dużo książek czytam), że pochwalenie się komuś swoimi planami i przedstawienie ich, powoduje już uruchomienie dopaminy i wtedy motywacja nieco spada. Wtedy już czujemy się lepiej, że komuś mówimy, że będziemy robić to i tamto. Ktoś już mówi „wow, jesteś ambitny, super”.
Potem niestety często już się nie chce, bo już dostaliśmy ten zastrzyk dopaminy. Uznaliśmy, że ktoś powiedział przecież, że „jest super”.
Ja się złapałem w taką pułapkę, kilka miesięcy temu w zeszłym roku. To sprawiło, że miałem trochę kłopotów po drodze – z motywacją, z wystawianiem się na kolejne działania. Od jakiegoś czasu nie mówię o kolejnych planach. Po prostu je realizuję i później przedstawiam innym wyniki tego co zrobiłem. To fajnie działa. Dawniej to na mnie działało, gdzieś się pogubiłem po drodze, więc nie powiem jakie są dalsze plany. Tyle ode mnie, dzięki.

Jak najbardziej rozumiem, także jestem fanką tego podejścia – bez zastrzyku dopaminy. Dziękuję Ci Artur za rozmowę, czas i dawkę inspiracji.

Similar Posts

Dodaj komentarz